niedziela, 22 maja 2016

3.

                              Piątek

-Halo halo Kate. Wstajemy droga panno!
- Jeszcze minutka..

Jak można budzić człowieka tak wcześnie, skoro są to jego ostatnie dni wolności?! Potem zaczynam praktyki, więc co się z tym wiąże- poranne wstawanie.

- No już już! Wstawaj. Mamy niespodziankę dla ciebie.
- Ciociu daj mi pospać, proszę cię.- odezwałam się zachrypiałym jeszcze głosem
- Zaraz Marek idzie do pracy i dzieciaki do szkoły a chcielibyśmy ci wręczyć prezent razem.- odsłoniła zasłony w oknie i wyszła z pokoju

Nie wypada chyba teraz nie wstać, prawda?
Zwlekłam się ociężale z łóżka, włożyłam kapcie i stanęłam przed lustrem. O matko ..
Boże, czemu ty mi to robisz?
Kolejne syfy na czole. Wooho!! Może ja je zacznę kolekcjonować?

Spięłam swoje nie długie, ciemne włosy w wysokiego koczka. Odziałam na gołe ramiona ciepły puszysty szlafrok i wyszłam na korytarz.

Raz, dwa ,trzy, cztery..

Liczyłam po kolej każdy schodek. Przy ostatnim skoczyła na ziemię i pomaszerowałam do kuchni gdzie wszyscy kończyli już śniadanie.
- Hello wszystkim.- ziewnęłam opierając się o framugę drzwi prowadzących do świata Marka.
- I ile naliczylaś?-spytał pospiesznie wujek popijając kawę i wiążąc krawat.
- Całe 27. Łącznie z tym którego przeskoczyłam.
-Dużo. Nie zmęczyłaś się aby?- zażartował
- Kolka mnie jeszcze nie złapała, więc jest dobrze.- odpowiedziałam uśmiechnięta z przekąsem.- Pomóc ci w czymś ciociu?- zapytałam podchodząc do niej, błąkającej się po kuchni.
- Nie nie nie! Zrobię ci zaraz śniadanko ale na początek wyjdź z nami na dwór.

Spojrzałam pytająco na wszystkich po kolei. Widziałam po minie Jess, że nie mogła już się doczekać aż zobaczę tą całą niespodziankę. Wyszliśmy z kuchni, mineliśmy korytarz i udaliśmy się prosto na zewnątrz. Na podjeździe stał nowiuśki rower z kokardą. Był cudny. Cały biały a z przodu miał wikliniany koszyk. Idealny retro.
- Ojeeej!- krzyknęłam zakrywając twarz z radości
-Tak słońce, to dla ciebie.- ciocia objęła mnie swoją ręką.
- Nie ja nie mogę. Za dużo już dla mnie zrobiliście i teraz to? Nie, stanowczo nie.
- Oj nie gadaj głupot Kat. Zapłaciliśmy już za niego pierwszą ratę, więc musisz go przygarnąć.- odezwał się Marek
- Jesteście tacy kochani.. nie wiem jak ja się wam odwdzięczę

Zrobiło mi się trochę głupio z tego powodu. W końcu oni nie dość, że mnie teraz utrzymują to zrobili dla mnie pokój i dodatkowo ten rower teraz. Czułam się naprawdę niezręcznie.

- Przyjedziesz dziś po mnie do szkoły?- odezwała się Jessie
- Jasne! Tylko musisz wysłać mi sms'a jak tam dojechać.
- Wyślę wyślę! - odpowiedziała podbiegając do samochodu i wsiadając do środka. Z resztą tak samo jak Jacob i Marek. Pomachałam im z Lilą na dowidzenia i weszłyśmy do środka.
-To co zjesz na śniadanie?- spytała podchodząc i otwierając szafkę
- Ooo nie. To ja powinnam tobie zadać to pytanie. Już za dużo dla mnie zrobiliście. Ty siadaj i mów na co masz ochotę.
- Kate nie wygłupiaj się..- próbowała się wymigać
- Bez gadania ciociu!- pogoniłam ją by usiadła na krześle .- Więc na co masz ochotę?
- Zrób co uważasz
- Ale ja się pytam ciebie na co masz ochotę a nie na co ja mam
-Hmmm.. tosty z serem i bazylią? - odpowiedziała śmiesznie marszcząc nosek
- Już się robi!
- Ty mój aniołku!

Wyjęłam z lodówki ser, szynkę, a resztę poszukałam po szafkach. Musiałam się trochę oswoić co gdzie jest. W końcu pomieszkam tu chwilkę.
10 minut i wszystko było gotowe. Zjadłyśmy tosty popiłyśmy kawą i razem posprzątałyśmy, bo oczywiście ciocia protestowała żebym się nie przemęczała.
Na 8:30 musiała być już w pracy, więc pożegnała się ze mną a ja odprowadziłam ją do samochodu. Dostałam również własne klucze do domu, aby przypadkiem nie włączył się alarm i ochrona po mnie nie musiała  przyjeżdżać. To musiałaby być dopiero akcja.

  Lila prowadzi własną kwiaciarnie, więc sama dla siebie jest szefową. Też bym chciała kiedyś mieć coś własnego.
Wróciłam do swojego pokoju by się przebrać. Nie wiedziałam co mam sama robić aż do powrotu Jess. Z nudów zaczęłam więc sprzątać, co do mnie absolutnie podobne. Serio.

Osobiście mogłabym dostać order Największej Bałaganiary Świata i nikt nie byłby w stanie mnie pokonać.

Później trochę poukładałam ubrania, posłucham muzyki, pogadałam z mamą, nadrobiłam zaległe rzeczy ze szkoły, popisałam ze znajomymi z Polski i parę innych jeszcze zajęć. Poczytałam również najnowsze wiadomości, również te o zbliżającej się Eurowizji, oraz tym, że odbywa się ona tu w Szwecji.
Jej super by było pojechać na te wszystkie występy i przeżyć to na żywo. Niesamowite! Ale o czym ja myślę? Pff.. gdzie ja pojadę skoro od poniedziałku zaczynam praktyki.
Nie mogę się tak rozpraszać. Przyjechałam tu by zaliczyć te praktyki i podszkolić język a nie żeby włóczyć się po obcym kraju na jakąś Eurowizję.

Po 14 Jess napisała mi sms'a, że za pół godziny kończy i mogę już po nią przyjechać. Dość dokładnie opisała trasę, więc nie miałam jakiegoś wielkiego problemu z dojechaniem.  Szybko poszło i już byłam pod szkołą. Z zewnątrz szwecka szkoła niczym nie różni się od polskiej. Może jest troszkę bardziej nowoczesna i wszyscy mają obowiązek chodzenia w mundurkach, lecz co prawda w Polsce też gdzieniegdzie trzeba nosić mundurek.
Kiedyś będąc jeszcze w podstawówce pani dyrektor zażyczyła sobie by każdy uczeń miał swój mundurek. Wtedy pamiętam była duża akcja z tymi mundurkami. Nie dość, że były one cholernie drogie i były robione na wymiar dla każdego, to okazało się, że niepotrzebnie były kupowane bo chodziliśmy w nich może nie cały jeden semestr. Także u nas był to kompletny niewypał, w dodatku nie były one zbyt ładne. Taka sobie ciekawostka z mojego życia.

Od razu po szkole wraz z Jessie pojechaliśmy pojeździć po okolicy. Pokazała mi, w którym miejscu będę miała praktyki i jeszcze kilka ciekawych miejsc. Wieczorem wróciłyśmy do domu i po kolacji jak co dzień od teraz poszłyśmy na spacer na plażę.


                           Poniedziałek 

Dziś wielki dzień rozpoczęcia praktyk. W sumie nawet nie wiem do końca co będę na nich robiła ale podobno jest bardzo miły pan, który pozwolił mi je u siebie odbyć. Kolega Marka ze szkoły jeszcze. Prowadzi on firmę, która zajmuje się organizacją różnych imprez, konferencji i tym podobne.  Więc myślę, że praca nawet fajna.

Wstałam o 6:01 bo na 8:00 musiałam  już tam być. Lepiej być wcześniej niż się spóźnić i zrobić kiepskie pierwsze wrażenie.
Ubrałam się , zjadłam i pojechałam moim nowym rowerkiem do firmy.
Poznałam tam pana Ivana, właściciela. Grubszy, niski, brunet około 40-stki. Bardzo miły. Po kolei wytłumaczył mi czym zajmuje się firma oraz czym ja będę się zajmowała.
Praktyki mam codziennie od 8:00-14:00 i weekendy są wolne.
Dziś miałam wypisać pięć tabelek dotyczących zamówień na jakąś publiczną imprezę w Ystad. Coś w rodzaju promocji czy coś.
Tabelki są dość łatwe, więc nie miałam jakiś większych problemów z nimi. Gdy czegoś nie umiałam bądź niezrozumiałam Ivan od razu mi pomagał. Po skończeniu posegregowałam jeszcze dwa segregatory z najbliższymi imprezami i to w sumie był mój koniec na dziś. Praca może nie jest ciężka ale żmudna. Ciągle liczenie na kalkulatorze i wpisywanie liczb w odpowiednie okienka w  kartę wykańcza psychicznie.

- Na dziś już skończyłaś Kate prawda?- zapytał Ivan wchodząc do "mojego" gabinetu.
-Sądzę, że tak.
- I jak ci się podoba u nas?- stanął rozkrakiem wkładając ręce do kieszeni. Poza na "biznesmen'a"
- Jest naprawdę fajnie. Dziękuję panu, że zgodził się pan na tą praktykę.
- Czasem przyjmujemy praktykantów, więc nie masz za co. Cieszę się, że ci się tu podoba u nas. A teraz zmykaj już do domu.- w tym momencie zadzwonił jego telefon
-Dziękuję.- odpowiedziałam szepcząc. Zgarnęłam z biurka swoją torbę i kurtkę dżinsową. Zmierzając w stronę drzwi niechcący usłyszałam rozmowę.

" Ale jak to stłuczka?.. Musisz być najpóźniej za godzinę! .. Dann nie denerwuj mnie. Miałeś zawieźć końcowy projekt do Ystad do urzędu miasta... Ja za pół godziny mam spotkanie i nie ma mowy abym go przekładał rozumiesz?! .. "

Wtedy wpadła mi do głowy myśl, skoro to jest w Ystad to ja mogę zawieźć projekt. Przy okazji odwiedziłabym ciocie w kwiaciarni. Chyba dałabym radę to zrobić.

-Przepraszam, że się wtrącam..
- Poczekaj chwilę.. słucham? Czegoś zapomniałaś?
-Może ja bym pomogła? Mogłabym zawieźć ten projekt do Ystad. Jadę właśnie tam do cioci.- Ivan spojrzał na mnie pytająco
- Poczekaj zaraz oddzwonię.- rozłączył się i schował telefon.- Dałabyś radę pojechać tam i zawieźć go?
-Sądzę, że tak..
- To świetnie Kate! Mój asystent miał stłuczkę na trasie i musi czekać teraz dwie godziny na lawetę a ja mam zaraz bardzo ważne spotkanie, którego naprawdę nie jestem w stanie  przełożyć. Inaczej stracimy klienta. Spadałaś nam chyba z nieba.

Pokrótce przedstawił mi on o czym jest ten cały projekt i co mam powiedzieć w urzędzie. Nie było to zbyt skomplikowane.
Wsiadłam na rower i udałam się do miasta. Jeżeli chodzi o trasę do Ystad, nie miałam z nią problemu. Jechałam już tędy z Jess, więc trafiłam bez problemu. Gorzej było już ze znalezieniem urzędu miasta. Jeździłam wąskimi uliczkami próbując go znaleźć ale na marne.

Mijając same starsze osoby miałam wrażenie, że nie istnieją tu ludzie conajmniej 40+ . Naprawdę, same babcie.
Pytając się ich (po angielsku oczywiście) gdzie mogę znaleźć urząd miasta, odpowiadały "No no no no" i szły dalej. To było chamskie.

W końcu zauważyłam pewnego chłopaka na rowerze. No oko mojego wieku. Skoro jest w podobnym wieku to musi znać angielski.
- Przepraszam!- krzyknęłam. Wysoki brunet w szerej czapce i czarnej bluzie odwrócił się i zatrzymał.- Przepraszam. Powiedz mi, że znasz angielski proszę?
- Jeżeli będziesz próbowała namówić  mnie abym zmienił swoją wiarę.. to odpowiem, że nie znam.

Przez chwilę odłączyłam się od świata i w myślach tłumaczyłam sobie po kolei co on powiedział. Co on myśli, że chce go przeciągnąć na islam czy jak?

- Serio?- powiedziałam sarkastycznie.- Wyglądam na świadka jechowego?

Zaczął się śmiać i kiwać głową.

- Żartowałem przecież! Pomóc ci w czymś? Zgubiłaś się?

Patrząc się na niego kompletnie nie mogłam się skupić. Miał tak powalający uśmiech i spojrzenie, którego nie mogłam opisać. W dodatku był baardzo przystojny. Tak się zestresowałam i odpłynęłam, że zapomniałam języka w buzi.

- Emmm w sumie to.. tak. Wiesz może gdzie jest urząd miasta?- czułam, że zaraz się zrobię cała czerwona
- Jasne. To niedaleko stąd, jak chcesz mogę cię zaprowadzić.
- Ojej byłabym ci bardzo wdzięczna.- wydusiłam z ledwością.

Wsiedliśmy na rowery i kierowałam się za nim. W głębi siebie modliłam się aby przypadkiem do mnie nie zagadał. Ogólnie nie jestem nieśmiała, naprawdę. Jest osobą otwartą i lubię poznawać nowych ludzi. No ale jeżeli chodzi o kogoś kto mi się podoba jest całkowicie inaczej. Nie wiem co powiedzieć i zacinanam się. Dodatkowo jestem w obcym kraju i byłaby masakra gbybym zapomniała angielskiego.
Spojrzałam na chłopaka a on na mnie. I to był wielki błąd.
- Nie jesteś chyba stąd prawda?. -  zaczął.

                                    fuck..

- Można powiedzieć, że przyjechałam na takie wcześniejsze wakacje.
- Przyjechałaś tu sama?
- Tak
-  A szkoła?
-  Przyjechałam na praktyki, więc to jakby szkoła mnie zmusiła do tego abym do niej nie chodziła. A czy to jest jakieś przesłuchanie? Skoro tak, to czemu ty nie jesteś w szkole? Wagary?
- Nie, poprostu nigdy cię wcześniej tu nie widziałem. A to dziś jakoś tak samo tak wyszło.- sądzę, że trochę się zawstydził biedny.

Nim się obejrzałam byliśmy już pod urzędem.

- To tu.- wskazał na biały duży budynek
- Jej..  nie wiem jak mam ci dziękować. Bardzo mi pomogłeś. Nie trafiła bym tu sama.
- Drobiazg naprawdę.

Postawiłam rower na stopce i przypięłam do metalowej rurki. Nastepnie podeszłam do szklanych drzwi wejściowych.

- Fajnie było się poznać!- krzyknął na koniec
- Jeszcze raz wielkie dzięki.- odpowiedziałam głośno

Otwierzyłam drzwi i weszłam do środka. Czułam się dosłownie jak truskawka. Tak czerwona. Doszłam do schodów prowadzących w górę . Coś mnie podkusiło, żeby się odwrócić.

                      Stał tam jeszcze!

Omg! Szybko odwróciłam wzrok. Uśmiechnięta od ucha do ucha pobiegłam na górę.

                                   [...]

czwartek, 19 maja 2016

2.

-To będzie twój pokój.- szepnęła mi na ucho z uśmiechem  ciocia Lila.
-Dziękuję bardzo.-powiedziałam również szeptem,i obie się zaczęłyśmy śmiać. 
-Możesz się już rozpakować i poprzestawiać rzeczy w pokoju jak tylko chcesz. Od dziś to woj pokój. Ja 
-To będzie twój pokój.- szepnęła mi na ucho z uśmiechem ciocia Lila.
-Dziękuję bardzo.-powiedziałam również szeptem, i obie się zaczęłyśmy śmiać.
-Możesz się już rozpakować i poprzestawiać rzeczy w pokoju jak tylko chcesz. Od dziś to twój pokój. Ja pójdę na dół do Marka- jej męża.


Pokiwałam głową i Lilka opuściła "moj" pokój. Trudno mi się przyzwyczaić mówić do niej ciocia skoro jest naprawdę młoda. Ma 37 lat i dwójkę dzieci, gdzie najstarsze z nich ma 20 lat. Wczesne macierzyństwo najwidoczniej jej służyło. Z nią można porozmawiać o wszystkim. Dosłownie o wszystkim. Dlatego chyba tak bardzo ją lubię. Ale szczerze mówiąc, chyba jej rodzice nie byli zbyt zadowoleni gdy została mamą w wieku 17 lat. To tak samo gdybym to ja teraz miała mieć dziecko. O boże święty, moi rodzice chyba by mnie zabili.


Pokój był mały i przytulny. Nie potrzebowałam dużo miejsca. I tak się cieszę, że znalazło się tu dla mnie miejsce. Lecz sądzę, iż ten pokój był robiony specjalnie na mój przyjazd. Nowe meble, nowy telewizor i w dodatku było czuć jeszcze świeżo malowane ściany.

Oni są naprawdę kochani!

Najbardziej spodobał mi się balkon. Był idealny.


Nie można wymarzyć sobie lepszego. Wszędzie lampki I zielone roślinki. Usiadłam na białej, materiałowej poduszcze, wyprostowałam nogi, wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy. Czuć było świeże, morskie powietrze. Bryza, tego mi brakowało.

Niby był już prawie maj, lecz pogoda nie była za specjalna. Szare i deszczowe chmury oblegały niebo. Zaraz pewnie lunie. Weszłam więc do środka, zamknęłam drzwi i usiadłam na parapecie. Wyjęłam z kieszeni telefon i zadzwoniłam do mamy.

Pierwszy sygnał, drugi ..

-Halo?
-Hej mamuś
-Hej skarbie. Jak lot minął? Jesteś już u Lili?
-Tak, wróciliśmy godzinę temu, a lot jak lot. Ujdzie nawet.
-Jaką macie tam pogodę?
-Rano było jeszcze słonecznie a teraz już pochmurno się robi. W końcu wieczór się zbliża więc to chyba norma tu. Zresztą sama nie wiem, może się jeszcze rozpogodzi.
-Podoba ci się tam chociaż? Jak nowa rodzinka?
-Ciocia i wujek są naprawdę super. Jess też jest bardzo w porządku, a Jacoba jeszcze nie widziałam. Podobno u jakiejś dziewczyny jest.
-Już się nie mogę doczekać jak wrócisz do domu.-wyczułam lekką nienawiść w głosie.
-Mamo nie rób mi wyrzutów sumienia teraz. Wiesz dobrze, że bardzo chciałam tu przyjechać.


Do pokoju wpadła Jessi ubrana w kurtkę z kapturem na głowie.
-Oj przepraszam. Nie wiedziałam że rozmawiasz przez telefon.-powiedziała cicho stojąc w drzwiach.
-Nie nic się nie stało. Już kończę właśnie.

Pożegnałam się z mamą i rzuciłam telefon na łóżko.

-Coś się stało?-zapytałam
-Nie nic takiego. Myślałam, że może chciałabyś się wybrać ze mną do miasteczka i na plażę. Pokazałabym ci parę fajnych miejsc.
-Jasne super, ubiorę się tylko.


Założyłam na siebie żółty płaszczyk przeciwdeszczowy i czarne buty za kostkę.

Wraz z Jess zwiedziliśmy całe nasze miasteczko Käsaberga. Znajduje się ono przy samym morzy. Nie jest ono też zbyt duże. Liczy tylko kilka tysięcy mieszkańców.

-Gdzie chodzisz do szkoły?-zapytałam
-Tutaj. Do Käsaberga.
-A Jacob?
-Do Ystad. To kilkanaście kilometrów stąd. Jest trochę większe od tego miasteczka. Ma swój port. Jak chcesz możemy się jutro wybrać do niego.
-Byłoby super.
-Ah zapomniałam. Jutro mam szkołę, a potem tenisa. Nie wiem czy się wyrobie ze wszystkim..
-Nie szkodzi kochanie! Pojedziemy w piątek. Ja tez zapomniałam, że masz szkołę.- posłała mi ciepły uśmiech
-Idziemy na plażę?
-Pewnie. Uwielbiam plażę. Mogłabym siedzieć na niej godzinami.
-O tak, ja też ją uwielbiam. Będąc dzieckiem co roku moje urodziny były organizowane na plaży.
-Ojej! Też bym chciała mieć kiedyś urodziny na plaży.

Szłyśmy wąskim chodniczkiem prowadzącym w stronę plaży, śpiewając i opowiadając sobie nawzajem zabawne historie. Nagle rozległ się dzwonek telefonu. Nie mojego. Blondynka zagrzebała w torbie i wyjęła z niej dzwoniące urządzenie.
-Hej Meg, coś się stało? ..

Rozmawiały kilka minut. Jess najwidoczniej bardzo się przejęła, bo cały umiech raptownie zszedł jej z twarzy.
- .. nie martw się zaraz będę.

Zdenerwowana rozłączyła się i schowała telefon do kieszeni.

-Stało się coś? -zapytałam patrząc na jej wyraz twarzy
-Mojej przyjaciółki tata miał zawał, właśnie karetka go zabrała.
-O boże to straszne!
-Muszę jak najszybciej biec do domu aby mama mnie zawiózła do niej do szpitala.-widział jak strasznie jest przejęta tą sprawą. W sumie nie dziwię się. Na jej miejscu też bym tak się zachowała. - Wracasz ze mną do domu?
-Wiesz.. poradzę sobie. Pójdę na plażę. Nie martw się wrócę sama, a ty jedź szybko do szpitala.
-Jesteś pewna, że dasz sobie radę?
-Tak tak. Leć już.-rzuciłam jej przelotny uśmiech
-Jakby coś to jestem pod telefonem. Narazie
-Pa

Patrzyłam jak oddala się i po chwili znika za budynkami. Musi być naprawdę wspaniałą przyjaciółką.
Sama wędrując wyjęłam z kieszeni słuchawki i podłączyłam je do telefonu. Włączyłam jakąś muzykę i kierowałam się dalej w stronę plaży. Po chwili mój grunt pod nogami z twardego zamienił się na sypki żółty piasek. Plaża była na prawdę przecudna. Mogłabym na niej zamieszkać. Nie znam na świecie piękniejszego miejsca niż plaża. Czemu w Warszawie nie ma morza?

Kłócąc się dalej ze swoimi myślami usiadłam na piasku i patrzyłam się w morze. Nie wiem czy wiecie ale to uspokaja człowieka.
Patrząc na zachód słońca totalnie straciłam rachubę czasu. Nagle poczułam tysiące drobych kamyków lecących wprost na moją twarz.
-Fistaszek!

Szybko zamykając oczy i wstając zaczęłam wypluwać piasek z buzi.
-Boże tak mi przykro! Wybacz za niego. Ciągle jest nie posłuchany.

Cały czas się trzepiąc otworzyłam oczy i zauważyłam wysokiego bruneta idącego w moją stronę.

-W porządku. W końcu jestem nad morzem, wiec wody tu pod dostatkiem. Prawda?- nie wiem czy wypada tak od razu żartować przy obcej osobie, ale z resztą i tak mnie tu nikt nie zna.
-Haha racja.-teraz stał na przeciwko mnie. Pierwsze co od razu rzuciło mi się w oczy to szereg bielusieńkich ząbków. Jeej też bym chciała mieć tak idealne zęby jak on.
-Jak się wabi?-ukucnęłam przy małym szarym szczeniaku biegającym nam pomiędzy nogami.
- Pytasz o imię psa czy jego właściciela?- śmieszny z niego nieznajomy
-Ciebie raczej nie zapytałabym się jak się wabisz. Nie sądzisz?


-Fistaszek
-To imię psa czy jego właściciela?.- zachichotałam
-Psa. Właściciela to Shawn
Wstałam i podałam mu rękę
-Kas.. Kate poprostu Kate.- nie lubiłam nigdy swojego imienia Kasia, a tym bardziej Katarzyna. Takie mega stare jak za czasów jakiejś Katarzyny Carycy II . Kate to jest to samo, tylko że w tej lepszej wersji.
-Miło mi cie poznać Kate.- uścisnął moją dłoń. - Jesteś tu nowa bo nigdy wcześniej cię nie widziałem?
-Tak, przyjechałam do cioci i jej rodziny.
-Na długo?
-Na miesiąc
- Wiesz.. nie powinnaś się sama szwentać tej godzinie. Może coś ci się stać, poza tym nie znasz raczej jeszcze zbyt dobrze okolicy.
-To kradną tu biedne dziewczynki w żółtych płaszczach?- uśmiechnął się uroczo
-Nie koniecznie żółtych ale tak.- zaśmiał się.- Tak naprawdę często są jakieś imprezy na plaży albo na mieście i chodzą tu tacy różni.. wiesz o co chodzi.
-Okay, dzięki za ostrzeżenie.

Spojrzałam na wyświetlacz telefonu i było już dobrze po 21.

-Wiesz późno się zrobiło. Powinnam już wracać. Dzięki, fajnie się rozmawiało. Cześć.- spojrzeliśmy się na siebie przez chwilę, spuściłam wzrok i szłam w stronę wyjścia. Po paru sekundach usłyszałam wołanie.
-Zaczekaj!
Zatrzymałam się. Wysoki brunet podbiegł do mnie z szczeniakiem na rękach.
- Może od prowadzę cię dla bezpieczeństwa do domu? Może się ktoś tu kręcić.
-Tak? W takim razie kto odprowadzi ciebie? Bo wiesz, ktoś się może tu kręcić.
-O mnie się nie martw. Mam psa obronnego.
-Fistaszka?! Haha
-Może tego nie widać ale to prawdziwy maczo.
-Więc chodźmy

                                   ...

wtorek, 17 maja 2016

1.

Nigdy nie potrafię zaczynać tego typu opowieści. Sama nie wiem wtedy czy mam zacząć pisać całą historię od początku czy może od tego najważniejszego momentu, tak zwanego punktu kulminacyjnego. Cóż, nigdy nie byłam zbyt dobra w pisaniu tego typu rzeczy, chociaż byłam redaktorką gazetki szkolnej w mojej szkole. Haha, śmieszne prawda?. Byłam pewna, że pisząc ten "pamiętnik" będę mogła przelać wszystkie moje uczucia, myśli a także ból i rozczarowanie na papier. Myślałam, że w jakimś stopniu to mi pomoże, ale czy tak jest?

Wszystko zaczęło się gdy wyjechałam w maju do Szwecji. Zapewne pomyślicie dlaczego 17-latka wyjeżdża sama do Szwecji, i to jeszcze jakby nie patrzeć w ciągu roku szkolnego? Otóż wyjechałam na miesięczne praktyki szkolne. Uczęszczam do klasy obsługi turystycznej, czyli jest to technikum, a jak w każdym technikum bywa trzeba odbyć miesięczne praktyki. Czemu właśnie Szwecja? Raczej nie bez powodu. Mieszkam niedaleko Warszawy, więc nie problemem było by odbyć je w stolicy, chociaż każdy z klasy postawił na Warszawę a ja nie chciałam być jak wszyscy. Wiecie, lubię być inna. Akurat tak się złożyło, że mojej mamy cioteczna siostra mieszka z rodziną w Szwecji i to już bardzo długo. Ostatnio gdy mama rozmawiała z nią przez telefon, coś wspomniała o moich praktykach a ciocia zaproponowała, że mogłabym je odbyć u nich w mieście. Uznała, że podszkoliłabym swój angielski i poznała nową kulturę, miejsca, ludzi i bez problemu mogłabym zamieszkać z nimi. Gdy o tym usłyszałam byłam tak przeszczęsliwa, że omal nie wpadłam pod samochód na pasach. Przecież to taka wielka szansa na poznanie całkowicie innego życia i oderwania się od polskiej szarej rzeczywistości. Jedynym problemem byli- rodzice. Uważali, że będąc niepełnoletnia nie mogę aż tak daleko od nich wyjechać, przecież może stać mi się krzywda! Pff.. nie ważne, że to tylko jeden cholerny miesiąc i mieszkałabym z rodziną, więc byłabym pod stałą opieką i kontrolą. Ich ciągła odpowiedź było "NIE". Nie docierało do nich to, że nie byłam już małym dzieckiem za jakie oni mnie brali i irytowało mnie to, że tak bardzo się o mnie martwili. Ale w końcu po naprawdę dłuugich namowych i obiecywaniach, że będę dzwoniła kilka razy dziennie, nie będę sprawiać cioci i jej rodzinie kłopotów i dosłownie masę innych rzeczy, zgodzili się. No nie było łatwo jak widzicie. Pełna kontrola. Tak to właśnie jest mieć nad opiekuńczych rodziców. Ale nie zważając na te wszystkie rzeczy cieszył mnie fakt iż jadę do Szwacji! A raczaj lecę, bo bałam się trochę płynąć promem. Haha, stanowczo za dużo filmów o zatopionych statkach i rekinach.

Okay. Gdy przyswoiłam wiadomość, że wyjeżdżam na cały miesiąc, kolejną rzecz, którą musiałam zrobić to spakować się. Praktyka miała zacząć się od 1 maja a ja wyjeżdżałam kilka dni wcześniej by móc się trochę zaklimatyzować.
Gdy nadszedł ten ważny dla mnie dzień- dzień wyjazdu, wyrzuciłam z siebie wszystkie złe emocje i nastawiłam się na nową przygodę życia. Jak dla kogoś kto cały czas siedzi pod skrzydłami rodziców, takie coś jest naprawdę czymś niesamowitym. Dlatego nie dziwcie mi się, że ten wyjazd stał się dla mnie czymś bardzo ważnym.

W środę 27 kwietnia o godzinie 11:25 miałam samolot z Warszawy do Sztokholmu. Lot był dosyć krótki, wiec nie zbyt długo sobie polatałam. Wysiadłam na lotnisku i byłam totalnie zagubiona. Tyle osób biegało, przepychało się by tylko zdążyć na swój samolot albo znaleźć osobę na którą czekają. Ciągnąc swój bagaż na kółkach szukałam wzrokiem cioci Lili. Dawno jej nie widziałam i byłam troszkę przerażona, że mogę jej nie poznać i tak poprostu przejść obok. Na szczęście była. Stała z bukietem kwiatków i jakąś dziewczyną. Podobnież to była moja siostra Jessie, którą widziałam raz w życiu gdy miałam bodajże 6 lat. Hmm.. chyba troszkę się zmieniła od tamtego czasu.

-Witaj skarbie!- uścisnęła mnie mocno i poczęstowała soczystym buziakiem w policzek.
-Heej ciociu.- uśmiechnęłam się szeroko.
- To dla ciebie.- podarowała mi bukiet.- Jak słońce minął ci lot?
- Aa bardzo dobrze, naprawdę. Pominę sytuację z samolotu gdzie siedziałam ze starszą panią, która cały lot opowiadała mi o swoim wnuczku, który jest żołnierzem. Nie chciały byście chyba tego wszystkiego słyszeć .-zasmiałam się
-Właśnie Kasiu, nie wiem czy pamiętasz Jess?- spojrzałam na wysoką blondynkę
- Hey jestem Jessie, pamiętasz mnie?-  wyciągnęła rękę w moją stronę, ze zdziwieniem spojrzałam raz na nią raz na ciocie ale nie z tego powodu, że chciała się ze mną przywitać.
-Oj zapomniałam. Jess bardzo słabo mówi po polsku. Miałam ją zapisać na jakieś dodatkowe lekcje polskiego ale jakoś nigdy nie mamy czasu na to. Mam nadzieję, że będziecie w stanie się jakoś dogadać?
-Myślę, że damy radę.-uśmiechnęłam się. - Kojarzę cię trochę ale od tamtego czasu sporo się zmieniłaś.- zachichotałam i podałam jej rękę. Tym razem odpowiedziałam jej w języku angielskim. Jessie  z tego co pamiętam jest rok młodsza ode mnie i ma też starszego o 3 lata brata tak jak i ja.
-Dobrze dziewczynki wracajmy do domu, bo nie zdążymy wrócić do wieczora a w domu czekają na nas wujek z Jacobem.
                                   ...